niedziela, 15 grudnia 2019

Bałtyk inaczej

Po namowach w końcu podjąłem się wyzwania i wybrałem się na odwiedziny nad nasze polskie morze.
Celem był: spacer wzdłuż wybrzeża...
W drodze do Ustki
Od dawna pomysł nie podobał mi się przede wszystkim dlatego, że nuda, nuda i nic się nie dzieje.
W Orzechowie na powrocie - w oddali Ustka
Nasze ślady w drodze powrotnej :-) 
Byłem w wielkim błędzie - nasze morze po sezonie nawet w zimne dni jest jak zawsze hipnotyzujące, a piesza wycieczka jest przeciekawym spędzeniem czasu.
Gdzieś za Rowami
W ciągu całej soboty i kilku godzin w Niedzielę zrobiliśmy ponad 50km.
Naszą bazą były Rowy - w grudniu wszystko pozamykane oprócz dino i sklepu spożywczego.
Gdzie te tłumy?
W Sobotę dotarliśmy do Ustki (tu już pojawili się ludzie) gdzie zjedliśmy obiad i udaliśmy się w drogę powrotną (warto dodać, że czołówka musi być), a w Niedzielę przeszliśmy się plażą do jeziora Dołgie Małe i wróciliśmy wzdłuż jeziora Gardno.
Pogoda nie rozpieszczała ale tragedii nie było - nie było mrozów, pojawiło się trochę słońce i wiatr nie był zbyt mocny.
Ogólnie bardzo polecam  - wielkim plusem jest brak ludzi :-)
 
Takim widokiem zakończyliśmy kolejną przygodę z balticiem

niedziela, 27 października 2019

Sieraków chociaż raz w roku ;-)

O Boże kiedy ja tu byłem...
Zapomniałem o tym blogu ale głównie dlatego, że moja aktywność ostatnimi czasy ogranicza się maksymalnie do jazdy rowerem do pracy.
Wykorzystując ostatni piękny dzień tego roku (chyba) wybraliśmy się do Sierakowa.
Tym razem przez Dopiewo - Buk - Wąsowo - Lubosz, a powrót Chojno - Wronki - Szamotuły.

Warta w okoliach Wartosławia
Piękna pogoda pozwoliła nam jechać na krótko, w Sierakowie zrezygnowaliśmy z obiadu, który często nie pozwalał nam dalej jechać.
Początkowy plan na powrót pociągiem z Wronek dał w łeb jak okazało się, że mamy czekać 1,5h na dworcu dlatego z fantazją pojechaliśmy w stronę Poznania.
Cała trasa to około 175km (na stravie zgubiłem gps i "piękny" odcinek z Wronek do Szamotuł zginął).
Wyszło sporo, a że dawno nie robiliśmy takiej trasy to cztery litery na długo nam tego nie zapomniały...

środa, 16 października 2019

Drawa w środku tygodnia

W środę 16 października wybrałem się na Drawę żeby przepłynąć chyba najciekawszy jej odcinek - z Drawna do Bogdanki.
Mimo pięknej pogody wcześniej akurat w ten dzień mocno się pogorszyło i było tylko gorzej...
Wyruszyliśmy przy boisku klubu Drawa Drawno i naprawdę dobrym tempem przemieszczaliśmy się do celu.
Piękna jesień i tylko słońca brakowało
Cały spływ czyli około 20km to ciągła akcja, jak nie zwałka, to kołek, szybki nurt noi deszcz - od mżawki po ulewę na zakończenie. Udało nam się dopłynąć bez kabiny i bez wychodzenia z kajaka.
Czas akcji to niespełna 3 godziny co jak na dość trudny odcinek uważam za bardzo dobry - no ale jak tu pływać inaczej skoro razem mieliśmy po jednym medalu Olimpijskim ;-)

wtorek, 2 kwietnia 2019

Ring po raz kolejny

W Niedzielę 31 marca wybraliśmy się w silnym składzie na zdobycie ringa wokół Poznania.
Miejscem zbiórki było Lusowo i po raz pierwszy jechaliśmy w odwrotną stronę tzn w przeciwną do kierunku wskazówek zegara.
Pogoda dopisała, wiatr słaby, a temperatura koło 10 C.
Za Radzewicami
Przewiało nas praktycznie tylko w Kórniku.
Ogólnie misja zakończona sukcesem, mi zajęło to 12 godzin z czego czystej jazdy około 10h.
Średnia z licznika 20,6km/h, wyszło sporo przewyższeń bo na całej trasie było to 1000m ale nie jechaliśmy przez poligon i musieliśmy "zdobyć" górę Morasko. 
Zabrakło tylko podjazdu pod Dzewiczą i wszystko "wysokie" górki były by zaliczone ;-)
Ławą w Bednarach
Zmęczenie duże ale bez kryzysów i dramatów.
Piękny sportowy dzień, ring zaliczony - w tym roku raczej tego już nie powtórzę, trzeba szukać nowych dróg.

sobota, 23 lutego 2019

Dobra setka w ostatnią Sobotę lutego

Piękna trasa z nowymi fajnymi odcinkami w niestety bardzo chłodny dzień za mną.
Podeszliśmy do tematu na szportowo i udało się zrobić prawie 125km.
Nowe dość szybkie drogi, krótkie przerwy pozwoliły dojechać do domu prawie za dnia.

poniedziałek, 18 lutego 2019

Liznięcie ringa w odwrotnym kierunku

W Sobotę przy pięknej pogodzie wybraliśmy się na zachodni odcinek ringa.
I co ważne była to pierwsza jazda na nowej kasecie, łańcuchu i kółkach od przerzutki - stare wytrzymały ponad 11000km.
Zaczęliśmy w Lusowie gdy jeszcze było dość zimno jednak im dalej w las tym cieplej, a słońce już było bardzo czuć. Co do nawierzchni to szału nie było - odcinki polne praktycznie nie do przejechania, drogi rozjeżdżone i wielkie błoto - o dziwo w lesie było dużo lepiej.

W okolicach Zborowa
Wielkopolski Park Narodowy
Ringa skończyliśmy przy jeziorze Góreckim aby nadwarcianką dojechać do Poznania gdzie nad Rusałką sprawdziliśmy czy oby da się jeszcze jeździć i mimo tłumów jeszcze było to możliwe ale z wypoczynkiem miało to nie wiele wspólnego...
No i pierwsza setka w tym roku pękła (licznik tak powiedział bo Strava niestety nie) nie wiele bo tylko o 500m co akurat przy tak pięknej pogodzie nie uważam za sukces ale biorąc pod uwagę, że to luty więc ok.

wtorek, 12 lutego 2019

Rudawy i Karkonosze trochę inaczej

Mało znamy Rudawy Janowickie, a jeżeli to bardziej z dwóch kółek niż z pieszych wypadów dlatego postanowiliśmy to zmienić i wybraliśmy się przez Rudawy w Karkonosze.
Starościńskie Skały i pozostałości po napisie Mariannenfels
Zaczęliśmy z Trzcińska i przy pięknej pogodzie doszliśmy do Starościńskich Skał gdzie rozkoszowaliśmy się słońcem i pięknym widokiem - zaniepokoił nas trochę wał fenowy widoczny nad Karkonoszami, który oznaczała jedno pogoda tam w górach jest na pewno inna niż u nas tutaj ;-)
Wał fenowy nad Karkonoszami
Ruszyliśmy dalej aby w miarę za dnia dojść na Skalnik. Byliśmy jak zwykle mądrzejsi i poszliśmy nie szlakiem tzn. jakimś duktem, niestety droga po jakiś kilkuset metrach zrobiła się dziewiczą i zostało nam torowanie drogi momentami po łydki w śniegu.
Zbigniew przeciera drogę
Po ciężkim boju dotarliśmy do niebieskiego szlaku skąd już go nie zmienialiśmy i grubo po 18:00 wdrapaliśmy się na Skalnik i na Ostrą Mała gdzie mimo braku schroniska udało nam się przenocować ;-)
Pierwszy nocleg w górach i to w zimie na wysokości 930m npm zaliczony - temperatura dała nam się obudzić ;-)
Nasza baza na pierwszą noc
Cała sobotnia trasa wyglądała tak:

W Niedzielę krótko po godzinie 8:00 wyruszyliśmy w kierunku przełęczy Kowarskiej - pogoda mocno się zmieniła, zrobiło się szaro ale temperatura ciągle na delikatnym plusie.
Noc pod namiotem dała we znaki dlatego szybko przy najbliżej okazji musieliśmy zjeść śniadanie co udało się w komfortowych warunkach - piękna duża wiata z ławkami i stołami. Można było zjeść jak człowiek.
Im bliżej Karkonoszy tym pogoda gorsza - na przełęcz Okraj dotarliśmy po 12:00 i mieliśmy już serdecznie dość, a najtrudniejsze dopiero było przed nami.
No ale po krótkim odpoczynku w schronisku ruszyliśmy do Jelenki gdzie po obiedzie poszliśmy w bój na Czarną Kopę i Śnieżkę. Wiatr zaczynało już dawać bardzo mocno noi podejście też zrobiło się mocne ale najgorzej było na wypłaszczeniu pod Śnieżką - prawie nic nie było widać...
Zbigniew gdzieś za Czarną Kopą
Zrobiło się nie fajnie, a do tego nie było tyczek, które pojawiły się dopiero na finalnym podejściu. Jedynym plusem był brak ludzi - góry tylko dla nas. Gorzej z widokami, których nie było.
Prześwit gdzieś między Czarną Kopą, a Śnieżką
Wiatr dawał w bok i prawie nas przewracał, a do tego w kilka minut nas oblodziło... Wiedzieliśmy, że jeszcze sporo przed nami. Szliśmy w końcówce od tyczki do tyczki i przerwa i tak do końca, klnąc pod nosem "gdzie to pieprzone ufo". Widoczność była gdzieś na 20m tzn. było widać następną tyczkę... 
W końcu dotarliśmy na szczyt i po założeniu raków zaczęliśmy powolne zejściu do Domu Śląskiego - wiatr od Upskiej Jamy nas przewracał i baliśmy się że skulamy się do Kotła Łomniczki, po wielkiej walce udało się, a schodzenie przypłaciliśmy wybitym kciukiem i wbitym rakiem w łydkę.... 
W schronisku kilka osób - to był plus tego dnia, że w górach nikogo nie było no może oprócz dwóch osłów ;-)
Po ubraniu na siebie dodatkowej warstwy ciuchów ruszyliśmy do Strzechy już w totalnej ciemności i zamieci. Gdyby nie tyczki i czołówki zgubilibyśmy się. 
Droga z Domu Śląskiego do Strzchy
Koło 20:00 dotarliśmy trochę wymordowani do bazy, gdzie w totalnej ciszy doceniliśmy ciepło, wygodne łóźko i prysznic.
Cała trasa to 26km - na poniższej rozpisce nie ma dojścia do Strzechy z domu Śląskiego. 
Wydaje się, że jak na zimę to jednak trochę za dużo.

W poniedziałek już zeszliśmy tylko do Karpacza, a potem autobusem i taxi do Trzcińska skąd w miarę szybko dotarliśmy do domów.  

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Styczniowy rower

Wreszcie po kilku tygodniach, a może i miesiącach pogoda dopisała i pojawiło się słońce, a do tego nie było wiatru. Dlatego w sobotę spokojnym tempem wybraliśmy się na dwóch kółkach w trasę: Lusowo - Tarnowo - Szamotuły - Warta - Nieczajna - Kiekrz - dom.

W drodze nad Zalew Radzyny
Trasa wycieczki bardzo urozmaicona - asfalt, drogi leśne ale też drogi po wyrębie drewna, a więc było ciekawie. Temperatura koło zera utwardziła drogi więc nie było źle, momentami czuć było wiosnę - a raczej dom. Dwa pitstopy w sklepach pozwoliły nadrobić stracone kalorie, a ze względu na czas i mimo wszystko jeszcze krótki dzień odpuściliśmy robienia ogniska.
W okolicy Chrustowa
Powrót do domu już po zmroku więc błyskawicznie zrobiło się zimno ale było warto choć w domu skurcze ud pojawiły się jak nigdy.
Było też gdzie pobrudzić rowerek :-)