Tym razem nie do końca nowego bo w sumie drugi raz w życiu wybrałem się na spacer po naszym piasku (w miesiąc wcześniej był mój debiut).
A więc w piątek o 6:23 ruszyliśmy do Świnoujścia koleją żelazną i po prawie 6 godzinach przywitaliśmy się z morzem tuż za gazoportem - zaczęliśmy przygodę z naszym morzem!
Wiatr mieliśmy lekko w plecy więc nie utrudniał.
Szybko dotarliśmy do Międzyzdrojów gdzie zjedliśmy dorsza w bazie rybackiej - osoby chcące zjeść rybę o tej porze roku jak nie macie sprawdzonego miejsca polecam raczej schabowego, którego trudno zepsuć - to tyle w temacie naszej ryby...
Pod koniec dnia pojawiło się słońce i zrobiło się pięknie.
Słońce nad Międzyzdrojami |
Gdzieś w okolicy najwyższych naszych klifów |
Morze + Niebo - widoki niesamowite |
Pełnia w drodze do Dziwnowa |
Padam jak zabity.
W Sobotę opuszczamy lokum o 9:00 i lecimy nad morze, pogoda jest gorsza mży i jest chłodniej. Wyciągamy deszczówkę i parasol :-). Szybko mijamy (jeszcze w budowie) największy hotel w Polsce, który z brzegu nie jest aż tak bardzo widoczny - niestety gorzej z lądu.
Widok z kładki w Trzęsaczu - w oddali Gołębiewski |
Pogoda się poprawia i zachód słońca jest znowu wyjątkowy.
Zachód z Pogorzelicy |
Na pocieszenie pozostaje nowy rekord "z buta" 50km.
Jednak nie o to tu powinno chodzić...
W Niedzielę mamy tylko 12km do pkp w Kołobrzegu co robimy dość energicznie i odjeżdżamy pociągiem o godzinie 11:48 by po nie całych 5 godzinach być w Poznaniu.
Podsumowując w ciagu dwóch dni i 2 godzin zrobiliśmy ponad 100km - co jak na styczeń wydaje się dobrym wynikiem. Nie szliśmy na rekord ale o tej porze roku z noclegami nie jest lekko - a spanie w spa nas nie interesowało. Na pewno na plus, że nie wzięliśmy namiotów bo taki pomyśl też z tyłu głowy mieliśmy.
Spacer wzdłuż morza to rewelacyjna przygoda, zero ludzi, tylko ty i szum morza, jednak polecam nie robić więcej niż 40km dziennie - wtedy będzie też czas żeby nacieszył się okolicznościami przyrody.